Read More
Wilcza wataha

Mała Wielka

Mała.

Nie ma ludzi niezastąpionych, ale psów? Psów nie da się zastąpić.
Tak bardzo chciałabym Wam powiedzieć i wyrazić to wszystko, co straciłam, bo wiem, że Wy zrozumiecie najlepiej ogrom tej straty. Ale wszystkie moje myśli plączą się w chaosie, bo porządkowanie tylu emocji i wspomnień jest o wiele trudniejsze niż posprzątanie mieszkania. A ja wcale nie chcę ich sprzątać.
Kiedy 6 lat temu pojechaliśmy po znalezionego na torach tramwajowych „nieco pomniejszonego owczarka niemieckiego” do Sosnowca, otworzył nam owczarek. Do kolan, choć jak później miało się okazać – z charakterem większym niż wszystkie inne. Z najpiękniejszym uśmiechem na świecie – pyszczkiem wyszczerzonym jak u delfina i ogonem, który potrafił w ciągu sekundy wykonać trzystustopniowy wymach. Mimo to uszka miała ciągle złożone w lęku przed otaczającym ją światem, w którym dotychczas zaznała zbyt wiele zła niż mogłoby takie małe stworzonko, a przeraźliwe wydawało się wejście po schodach, podróż autem czy nawet aparat robiący jej zdjęcia. Pierwszy tydzień przespałam z nią w pokoju na parterze, bo mój pokój na piętrze wydawał się być mentalnym wejściem na Everest.
Ale zdobyła go. Mimo że trafiając do nas, bardzo się bała, przezwyciężyła lęk. To ona ratowała mnie przed złymi ludźmi oraz czarnymi myślami. Ja z kolei obiecałam jej, że nikt nigdy już jej nie skrzywdzi i kiedy tylko ktoś krzywo na nią spojrzał, bez namysłu szłam się z nim bić i łamać ręce.
Nie tylko nauczyła się jeździć w aucie, ale ilekroć uchyliliśmy drzwi domu, chcąc tylko wyrzucić śmieci, wybiegała na podjazd i kładła się koło drzwi pasażera gotowa do podróży, które pokochała. W tym doborowym towarzystwie podróżą był każdy wyjazd na pocztę, do sklepu, w odwiedziny, na konferencję, na szkolenie, na targi. Całe szczęście auta specjalnie zostały zaprojektowane tak, żeby przy okazji zmiany biegu na drążku, można było pogłaskać psią mordkę.
Gdyby założyć jej profil na Linkedin, zawstydziłaby niejednego człowieka. Wilk Miejski, Psim Targiem, Karmimy Wiedzą, goodkloo, Oscar Rak, Ta-dam, Kiermash – wszędzie, gdzie się pojawiała przyćmiewała nas, czy to zostając gwiazdą szkolenia marketingowego, czy pozując do zdjęcia na plakacie. A my pękaliśmy z dumy.
W zainteresowaniach wpisałabym, że uwielbiała piszczące piłki, kubki po śmietanie i skakanie, czyli to, co tygryski lubią najbardziej.
Choć najbardziej na świecie chciała całej naszej uwagi i wszystkich rąk do głaskania, podzieliła się nami, wychowując Tosię, dla której była najlepszą siostrą i matką zarazem, kotkę Bułkę, którą strofowała za robienie psot i której pozwalała pielęgnować swoje futerko. Przyjęła do domu każde zwierzątko, mimo że pojawiło się w nim niespodziewanie i bez wcześniejszych z nią ustaleń. Ale zawsze była czujna. Tak samo jak w stosunku do kolejnych miłostek i miłości moich czy brata, które obserwowała baczniej niż najpodejrzliwszy rodzic. Ona była tą naszą największą.
Każdego dnia ze zrozumieniem patrzyła jak wychodzimy z domu, choć my już po 5 minutach zastanawialiśmy się, co robi, oglądaliśmy jej zdjęcia i przebieraliśmy nogami na myśl o powrocie. I zawsze kiedy wracaliśmy, witała się z nami, kwiląc z radości tak, jakbyśmy się pojawili w jej życiu na nowo. Codziennie rano też zachowywała się tak jakbyśmy dostali w prezencie od losu kolejny dzień z życia razem.
To Mała nauczyła nas prawdziwie kochać psy. Kiedy odeszła jej poprzedniczka, nigdy nie sądziliśmy, że będziemy jeszcze w stanie kogokolwiek pokochać tak mocno. To dzięki niej zrozumieliśmy, że nieważne jak bardzo można być pokiereszowanym przez życie i jak bardzo przyszłość wydaje się beznadziejna, w każdej chwili może pojawić się ktoś, kto zupełnie ją odmieni. I tym kimś była dla nas, a my dla niej. I dla każdego kolejnego futrzaka, który pojawił się w naszym domu.
Nikt wcześniej ani później tak jak ona nie patrzył w oczy z ufnością i wiernością, której nie da się nauczyć na żadnym szkoleniu. Nam nie było potrzebne.

Walczyła dla nas i o nas do końca. Bardziej niż powinna.
I choć ból po stracie tego głębokiego spojrzenia i ogona, który potrafił przepędzić wszystkie chmury i pochmurności, jest nie do zniesienia, każdy pojedynczy dzień z nią był go wart.

I jeśli jest coś, w co wierzymy to to, że ona wróci. Choć może w innym futerku.

Najpiękniejsze oczy na świecie sportretowała Arleta Smutniak